czwartek, 24 stycznia 2013

Riverside - Shrine Of New Generation Slaves - recenzja albumu

Jest piątek, 18 dzień stycznia roku 2013. Plany na ten dzień kupić nową płytę Riverside, a o potem spędzić nockę w kinie na 4 filmach Tarantino. Płyta zakupiona, film obejrzany. Bartas wraca zmęczony do domu, ale już nie może się doczekać kiedy włoży płytę do odtwarzacza i posłucha co tym razem zaproponował  warszawski zespół, który w kręgach progresywnego rocka zrobił furorę ... i to na całym świecie.


Od ostatniej płyty minęły cztery lata. Anno Domini High Definition (bo tak nazywała się ostatnia płyta zespołu) wzbudziła we mnie wiele emocji. Była inna. Całkowity odskok od tego, co Riverside zaproponowali na Trylogii. Płyta ostra i drapieżna. REWELACYJNA!!! Potem trasa po świecie, także i w Polsce, w Poznańskim Eskulapie, a wcześniej jeszcze spotkanie z zespołem w Empiku - PEŁEN CZAD!

Co dalej? Czekałem, czekałem i czekałem. Tak, na następną płytę. Jaka ona będzie? W którą stronę pójdzie zespół? Pierwszą odsłoną nowej płyty był zaprezentowany kilka miesięcy wcześniej singiel Celebrity  Touch. Jaka była moja reakcja? Hm, utwór ciekawy, ale to nie jest Riverside. To bardziej Deep Purple. Czyżby w tę stronę zmierzała ich muzyka? Obawiałem się czy nie pójdą na łatwiznę, pomimo faktu, że bardzo lubię zespół Deep Purple. Jednakże ... Riverside i Deep Purple to dwie różne bajki.

No, dobrze. Odespałem dzionek po nocce w kinie, wstałem, ogarnąłem się i ... włączyłem płytę. Pierwsze dźwięki utworu otwierającego New Generation Slave. Uff, jest dobrze! Ostro, rockowo, progresywnie. Bardzo dobre wejście. No, i tekst, który niejako zapowiada o czym będzie ten album. Mimo, iż nie jest koncepcyjny, ale utwory tematycznie są ze sobą powiązane - uzależnienie od sławy, komunikacji itd. Kolejny utwór The Depth Of Self-Delusion. Absolutna perełka. Na tym nowym wydawnictwie Duda postanowił wybrać formułę ... piosenki. Tak, piosenki, której słowa i melodia zostają w głowie na dłużej. Takich momentów mamy kilka na tej płycie. Trzeci utwór to singlowy, wspomniany już utwór Celebrity Touch. Robi bardzo mylne wrażenie. Czwarty We Got Used To Us. Kolejny dowód na to, że panowie potrafią pisać i ambitnie i ... bardzo melodyjnie. Po pierwszym przesłuchaniu płyty ten utwór najbardziej zapadł mi w pamięć. Na Deprived jest jeszcze spokojnie, lirycznie i nastrojowo, na Feel Like Falling słychać echa wczesnego hard rocka. Prawdziwa JAZDA OBOWIĄZKOWA jest pod koniec płyty - Escalator Shrine - to prawdziwa gratka dla fanów i miłośników grupy Yes i Pink Floyd. Zdecydowanie najlepszy moment krążka. Płytę zamyka akustyczny utwór Coda. Tak, jest jeszcze nadzieja na lepsze życie - RODZINA.

Album absolutnie urzekł mnie od pierwszego przesłuchania. Po hałaśliwym, lecz świetnym Anno Domini High Definition znowu jest spokój po burzy. Jednakże problem całkowitego zagubienia się człowieka w świecie materii pozostaje i nie można przestać o nim mówić.


BARTAS.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz