1. Let's Turn It On
2. Made In Heaven
3. I Was Born To Love You
4. Foolin' Around
5. Your Kind Of Lover
6. Mr. Bad Guy
7. Man Made Paradise
8. There Must Be More To Life Than This
9. Living On My Own
10. My Love Is Dangerous
11. Love Me Like There's No Tomorrow
2. Made In Heaven
3. I Was Born To Love You
4. Foolin' Around
5. Your Kind Of Lover
6. Mr. Bad Guy
7. Man Made Paradise
8. There Must Be More To Life Than This
9. Living On My Own
10. My Love Is Dangerous
11. Love Me Like There's No Tomorrow
Freddie
Mercury był artystą niezwykle wszestronnym muzycznie. Obojętnie w jakim stylu
tworzył zawsze było idealnie dopracowane, oryginalne, rzadko kiedy kiczowate, za to zrobione z wielkim rozmachem i
z wielką klasą. Tak też było w przypadku jego pierwszego solowego albumu
zatytułowanego Mr Bad Guy, który tak naprawdę miał się nazywać Made In
Heaven, jednakże Artysta postanowił zmienić tytuł na parę dni przed premierą.
I chyba postąpił słusznie. Dlaczego? O tym za chwilę.
Nie można
jednak zapomnieć o tym, że wokalista i frontman legendarnej grupy Queen karierę
solową zaczął już we wczesnych latach siedemdziesiątych – konkretnie od singla
Going Back/I Can Hear Music wydanego pod szyldem Larry Lurrex. Koledzy z zespołu Queen od dawna już namawiali Freddiego, by ten wydał płytę solową. Roger
miał już na koncie album „Fun In Space”, Brian także „Star Fleet”. Freddie
postanowił pójść w ich ślady. Wykorzystując przerwę w działalności Queen
Mercury nagrał plytę solową, która ukazała się 29 kwietnia 1985 roku.
Oto, co powiedział Freddie o swym
albumie:
"W ten album włożyłem całe serce i duszę. Jest znacznie bardziej
rytmiczny niż muzyka Queen, ale znalazło się na nim także kilka wzruszających - jak
sądzę - ballad. Wszystkie piosenki traktują o miłości, mają wiele wspólnego ze
smutkiem i bólem. Jednocześnie są dość trywialne i żartobliwe - takie jak moja
natura. Od dość dawna nosiłem się z zamiarem nagrania solowego albumu, koledzy
z zespołu bardzo zachęcali mnie do tego. Chciałem, aby był możliwie maksymalnie
różnorodny stylistycznie - aby znalazło się na nim miejsce i dla piosenek w
stylu reggae, i dla takich, które oparte są na potężnym
brzmieniu orkiestry symfonicznej".
Jest to album, który muzycznie
nie ma nic wspólnego z muzyką Queen, choć gdyby się uprzeć to płyta
stylistycznie zbliżona jest do Queen’owego „Hot Space”. Jest to album
zdecydowanie popowy, a czasem nawet dyskotekowy. Jednakże to pop i disco z
najwyższej półki i fantastycznie wykonany. Freddie nie tworzył byle czego,
nawet jeśli nie było to rockowej. Śpiewa tu bardzo wysoko i czysto, czego
przykładem jest otwierający Let’s Turn It On, Living On My Own (utworowi
towarzyszył teledysk nakręcony w jego domu w Monachium w 39 urodziny artysty)
czy I Was Born To Love You. Freddie potrafił fanów nieźle zaskoczyć. W
utworze tytułowym zaszalał z orkiestrą (czyżby przedsmak tego, co miało się
wydarzyć dwa lata później? – spotkanie dwóch światów czyli opery i rocka?) Jest
też reggae - My Love Is Dangerous. Man Made Paradise miał się znaleźć na
Queen’owym The Works, ale nie trafił.
Freddie był typem macho, ale tylko na scenie. W głębi duszy
był bardzo wrażliwy i romantyczny. Nie byłby chyba sobą, gdyby nie napisał na
ten album pięknych ballad, takich jak refleksyjne Made In Heaven, There Must
Be More To Life Than This (istniej też wersja, gdzie Freddie śpiewa ten utwór
z Michaelem Jacksonem). Your Kind Of Lover i finałowe Love Me Like There’s
No Tomorrow.
Wyjaśnię może dlaczego dobrze się stało, że Freddie postanowił
zmienić tytuł płyty z „Made In Heaven” na Mr Bad Guy. W dziesięć lat po
wydaniu tej płyty i cztery lata po śmierci Freddiego Brian, Roger i John wzięli
na warsztat podstawowe ślady Made In Heaven i I Was Born To Love You i po
dograniu swoich partii i zmianie aranżacji zamieścili je na ostatniej płycie
Queen – właśnie Made In Heaven, gdzie utwory te nabrały zupełnie innego
znaczenia – bardziej dramatycznego i przejmującego.
Na albumie umieszczono dedykację: "Specjalne podziękowania dla Briana, Rogera i Johna za
nie wtrącanie się. Specjalne podziękowania dla Mary Austin, Barbary Valentin za
wielkie cyce i złe prowadzenie się, Winnie za wikt i opierunek. Ten album
dedykuję mojemu kotu Jerry'emu – także Tomowi, Oscarowi i Tiffany'emu i
wszystkim miłośnikom kotów we wszechświecie – chrzanić pozostałych". Hehe! CAŁY FREDDIE :)
BARTAS.